– Obraz jest malowany na desce, która pod wpływem czasu zaczęła się krzywić. Zauważyliśmy, że tzw. kity, łączące deski – bo obraz składa się z kilku desek, które z tyłu są łączone na takie specjalne „jaskółcze ogony” – pod wpływem czasu i temperatury zaczyna „pracować” – te kity zaczęły nam „uciekać”, jaskółczy ogon gdzieś tam odpadł... Więc zdecydowaliśmy się, żeby napisać wniosek do MKDNiS, i dostaliśmy dofinansowanie. Ale koszt pracy nad obrazem zdecydowanie przewyższał dotację i nasze możliwości, stąd udało nam się niejako podzielić ten wiosek na dwa lata. Dlatego konserwacja będzie taka konstrukcyjno-zachowawcza. Bo trzeba najpierw zrobić podobrazie, potem zadbać o to, żeby to, co jest oryginalne, po prostu tam zostało. A w następnym roku, kiedy już ta część zostanie zrobiona, odbędzie się tzw. konserwacja estetyczna, która przywróci piękno i blask tegoż obrazu – informuje ks. Robert Mirończuk, dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach.
Ponadto, po zakończeniu prac, obraz zostanie „wyposażony” w specjalną ramę mikroklimatyczną, która zapobiegnie jego niszczeniu w przyszłości. A w każdym razie znacząco je spowolni. Ustabilizuje bowiem temperaturę i skład chemiczny we wnętrzu ramy. Nadgryzione zębem czasu malowidło jest warte tak wielkiego zachodu. Jako piętnastowieczny obraz gotycki jest bowiem jednym z nielicznych tego rodzaju zabytków w naszym regionie. Co więcej, ukazany na nim wizerunek Trójcy Świętej jest dość wyjątkowy, a samo dzieło, choć nie znamy jego autora, ma dość bogatą historię.
– Obraz jest o tyle istotny, że pochodzi z naszych najstarszych zbiorów, które znajdują się w tzw. sali gotyckiej. Malunek przedstawia Trójcę Świętą w tzw. typie Compassio Patris, a pod obrazem jest na dole inskrypcja, która mówi nam o tym, że bp Walerian Protasiewicz, który był biskupem łódzkim, ufundował ten obraz do kościoła pw. Trójcy Świętej w Janowie Podlaskim. Dodam, że kościół ten, wg dokumentów, stał już w 1428 roku, w 1965 roku Janów Podlaski otrzymał prawa miejskie, a z końca XV wieku pochodzi właśnie ten obraz. Dlatego jest on dla nas bardzo ważny – mówi ks. Robert Mirończuk. I dodaje, że biskup, który ufundował malowidło, najprawdopodobniej znał osobiście jedną z polskich królowych: – Biskup Protasiewicz później awansował na biskupstwo wileńskie. I z tego, co mówią historycy, był nawet spowiednikiem samej Królowej Bony.
Wartość obrazu została wyceniona na 300 tys. zł. Całkowity koszt jego renowacji wyniesie 220 tys. zł. Więcej o historii malowidła można usłyszeć w załączonym poniżej materiale dźwiękowym.