Nazwa po pomysłodawcy
Wiele z nich dzięki tej budowie na nowo znalazło cel w życiu. Pomysłodawca łodzi - kamilianin ojciec Bogusław Paleczny - nie dożył jej ukończenia. Zmarł w 2009 roku na atak serca. Jego podopieczni kontynuowali prace. Jacht nosi dziś imię "Ojciec Bogusław". Aby mógł wypłynąć, potrzebne są ostatnie szlify.
- Teraz musimy zrobić badania stateczności, musimy dokończyć instalację silnika i zrobić próby silnikowe. Potem szybko zdejmujemy maszty, żeby je przykonserwować, bo na powietrzu są dwa czy trzy lata - mówi kapitan statku Waldemar Rzezińcki. Wspomina, że z początku nikt księdza Bogusława Palecznego nie traktował poważnie, bo jego podopieczni nie mieli żadnych środków na budowę statku. - Przedsięwzięcie jest całkowicie bezbudżetowe. My nie mieliśmy żadnych środków. Tylko sponsorzy oraz nasza wiedza, nasz upór i nasze umiejętności.
W zespole nie brakuje i nie brakowało specjalistów. Jeden z nich - Sławek Michalski to spawacz ze Stoczni Gdyńskiej. Z kolei nieżyjący już Sławek Maćkula był niezawodnym elektrykiem. Na bieżąco prace nad budową statku kontrolował Polski Rejestr Statków, który od strony technicznej wszystko sprawdzał. Na 12 czerwca zaplanowano uroczysty chrzest łódki. Później w planach jest wypłynięcie do Gdańska. - Jeśli 20-24 czerwca przyjdzie wysoka woda tzw. świętojańska to wrota śluzy się otworzą i popłyniemy na północny zachód Wisłą do Gdańska - mówi kapitan. W podróż z nim wyruszy kilkanaście osób, które on sam wybierze.
Ostoja spokoju i bezpieczeństwa
Osoby w kryzysie bezdomności bardzo często potrzebują celu, który będzie motorem dla ich codziennego życia. Niestety często po przejściach nie mają takich szans, bo pracodawcy nie chcą kogoś takiego przyjąć. Dlatego tak wielu skorzystało z tego, że mogli czasami nawet na krótki czas współpracować przy budowie statku.
- Ci, którym w codziennym życiu jest trudno, naszą budowę traktowali jako taką przystań czy miejsce, w którym im nic się nie stanie, nie powrócą do złego środowiska - mówi kapitan Rzeźnicki. Zdarzały się kary. Za złe zachowanie kapitan wypraszał poszczególne osoby. Jednak te szybko wracały i prosiły, by przyjąć je z powrotem. - Mówili "Ja chcę tu być, bo inaczej zginę!" - wspomina kapitan. - To mocne słowa, ale one świadczą o tym, że to nasze całe dzieło miało i ma sens dla wielu.
Damian trafił na statek z ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności. Ośrodek odwiedził pan Waldek i opowiedział o projekcie, który spodobał się Damianowi. Do zespołu trafił z początkiem tego roku.- Ten projekt to obowiązek, którego mi brakowało. Był czas, że nie mogłem znaleźć pracy. Było ciężko. Poznałem pana Waldka i wszystko wróciło do normy - mówi dziś.
Wiesław Bartłomiej Bołtryk jest artystą. W zespole budującym statek odkrył swój talent do lakierowania. Jak mówi, "zmalował" już powierzchnię dwóch Stadionów Narodowych. Do budowy "Ojca Bogusława" przeszedł po zbudowaniu innej żaglówki. Jest już od dwóch lat. - Idea ojca Bogusława jest znakomita. Grupa ludzi, która się tutaj spotykała powoduje, że jest przyjemnie. Rozumiemy się - mówi Wiesław i liczy, że uda mu się popłynąć do Gdańska. Co do dalszych tras nie podaje nazw geograficznych. Bo nie ważne jest gdzie, byle z przygodami. - Nudny rejs to nie jest rejs! Masz się złamał, jakaś dziura, ktoś się przewrócił to wtedy jest przygoda! - mówi.
Statek nie jest rozwiązaniem idealnym dla osób w kryzysie bezdomności, ale dla wielu z nich był prawdziwym motorem do działania. Niektórzy mają dziś domy, a inni, jak Marek Mentrak, napisali nawet książki.
Masz dla nas ciekawy temat lub jesteś świadkiem wyjątkowego zdarzenia? Napisz do nas na adres [email protected]. Czekamy na zdjęcia, filmy i newsy z Waszej okolicy!
Źródło: Przez 14 lat pracowało przy nim nawet 200 osób w kryzysie bezdomności. Statek "Ojciec Bogusław" zwodowany na Kanale Żerańskim