Kryzys trwa od 26 listopada. SOR przez ponad tydzień nie przyjmował pacjentów, po tym jak większość pracowników poszła na zwolnienia lekarskie.
Mimo że od 7 grudnia medycy wrócili do pracy, a oddział znowu przyjmuje wszystkich chorych, to rozmowy toczą się dalej, a na temat negocjacji wciąż mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Dyrekcja milczy. Oficjalne komunikaty przekładane są na kolejne dni.
- To mnie nie dziwi. Od dłuższego czasu rozmowy toczą się bez naszego udziału. Pozostało wiele kwestii do omówienia, np. brak rocznej zapłaty za wymazy, które w czasie swojej pracy robimy studentom Uniwersytetu Medycznego – mówi jeden z pracowników SOR.
Jak udało nam się jednak ustalić – porozumienie wypracowano m.in. w sprawie dodatku stałego, tzn. za pracę w oddziale ratunkowym.
Dodatki „sorowskie” będą wypłacane w związku z wyjątkowo trudną pracą. - To między innymi kontakt z pacjentem agresywnym – tłumaczą nam medycy. Podwyżki rozłożone mają być w czasie. Pierwsze już za grudzień 2021 roku – czytamy w wewnętrznym zarządzeniu dyrekcji SPSK4. Do stycznia 2023 roku pracownicy mają dostać wynegocjowane pensje.
Nadal nie ma kompromisu w sprawie dodatku za pracę w strefie czerwonej z pacjentami z koronawirusem. - Nie znamy konkretów – potwierdza jeden z pracowników. - Wciąż panuje chaos. Milion wersji. Dyrekcja dogadała się z innymi oddziałami. My zostaliśmy wykluczeni. Według nas rozmowy zostały przerwane – dodaje inny pracownik SOR.
Okazuje się, że nie ma też konkretów związanych z poprawą warunków pracy na oddziale. Przypomnijmy, medycy alarmowali nas wielokrotnie o braku izolatek czy prowadzeniu selekcji pacjentów w chłodzie i na korytarzu. - Pacjenci zakażeni są i na strefie zielonej, i na czerwonej. Cały czas mamy z nimi kontakt – przypominają.
Rozmowy na ten temat zaplanowano na wtorek, 14 grudnia. Dyrekcja rozesłała już do pracowników SOR zaproszenia na spotkanie. Mają w nich wziąć udział oddziałowi i po trzech przedstawicieli z każdej grupy zawodowej.
Zawirowania personalne
Negocjacje między pracownikami SOR a dyrekcją szpitala prowadzone są od 15 dni. W tamtym tygodniu były bliskie finału. Nagle dyskusje zerwano. Poszło o pełnomocnictwo.
Dwóch przedstawicieli pracowników zostało wykluczonych z rozmów. - Dostaliśmy kilka telefonów i wiadomość od pracowników, że nie chcą takich przedstawicieli. Od wspomnianych osób dyrekcja nie otrzymała również żadnego potwierdzenia pełnomocnictwa poza deklaracją ustną – tłumaczyła nam Alina Pospischil, rzeczniczka szpitala.
- Nikt z nas tego nie potwierdził. Dyrekcja nie chciała też pisemnego potwierdzenia – podtrzymują swoje zdanie pracownicy. I dodają, że teraz żadne pełnomocnictwa nikomu nie są potrzebne. - Także reprezentantom innych oddziałów, którzy już są dogadani – zaznaczają.
Przypomnijmy, że negocjacje z pracownikami innych oddziałów z intensywną opieką medyczną zakończyły się sukcesem, co dyrekcja określiła jako "wstępne porozumienie".
Źródło: Chaos zamiast porozumienia. Kryzys personalny w szpitalu przy Jaczewskiego