Jak podkreślają specjaliści – po początkowym i powszechnym zrywie, u wielu osób przyszły zmęczenie, stres, strach i wycofanie.
Pani Elżbieta pomaga w punkcie recepcyjnym na dworcu kolejowym w Lublinie. Jak mówi, czasami przyjąć trzeba nawet sześciuset uchodźców. Pracy jest coraz więcej. Kobieta, choć robi to z uśmiechem, zatraca się w pomaganiu. Zaczyna żyć historiami osób, którym pomaga.
- Mam sporo nieprzespanych nocy. Każda kobieta opowiada o swoim dzielnym mężu, teściu, ojcu, synu. One jadą w nieznane. Tracą wszystko - opowiada nam. Często wolontariusze pomagają w dalszej drodze uchodźcom, zostawiają im swoje adresy czy numery telefonów. - Ludmiła z Charkowa zostawiła ojca i męża. Przyjechała do Lublina z trójką małych dzieci. Jechała do Berlina. Dałam jej swój numer telefonu, żeby być z nią w kontakcie, bo się o nią martwię - mówi kobieta.
Nie da się utrzymać odruchu serca na wysokim poziomie
Największe wyzwanie stoi przed tzw. wolontariuszami z ulicy, którzy nie zostali przygotowani do pracy w kryzysie. - Pracują w innych zawodach, studiują, mają swoje życia. Muszą to wszystko ze sobą pogodzić. Wiemy, że biorą urlopy i wykorzystują urlopy bezpłatne. Na razie nie ma sygnałów o konfliktach z pracodawcami, ale te osoby będą musiały z czegoś żyć - mówi nam Lidia Harnatkiewicz, pielęgniarka oddziałowa w I Klinice Psychiatrii SPSK1.
Więcej trudności pojawia się na poziomie emocjonalnym, bo pomoc rozpoczęła się z porywu serca. Potem przychodzi codzienność życia. - Widzą łzy, słuchają historii, traumy biorą na siebie. Wolontariusz idzie do domu, ale następnego dnia wstaje, bo trzeba pomóc następnym osobom. Pamiętajmy, że w potrzebie jest cały naród ukraiński - dodaje Harnatkiewicz.
- Wielu wolontariuszy może więc potrzebować wsparcia specjalisty, który nazwie problem, ewentualnie zaproponuje terapię. Podpowie też, jak rozmawiać z uchodźcą - wyjaśnia.
Z trudnościami spotykać mogą się też osoby mieszkające z Ukraińcami. - Zaczęliśmy traktować ich jak swoich bliskich, i dobrze, ale mimo pozornych podobieństw, nie znamy swoich przyzwyczajeń, języka i kultury - tłumaczy.
Jak więc ugościć uchodźcę? - Najpierw sprawmy, żeby był bezpieczny, nie naciskajmy na rozmowę. Potem postarajmy się, żeby poczuł się jak domownik. Nie popadajmy jednak w skrajności – mówi pielęgniarka. - Pamiętajmy, że to uciekinier wojenny, ale nie ofiara losu – zaznacza.
Uchodźca potrzebuje bowiem swojej intymnej przestrzeni. - Chodzi i o własny kąt w domu, ale także o swobodę w podejmowaniu decyzji. Człowiek, któremu daliśmy schronienie sam musi pokierować swoim dalszym życiem związanym np. ze szkołą dziecka czy własnym zdrowiem - radzi. Każdy inaczej przepracowuje też traumę. I tutaj warto sięgnąć po poradę. Jak rozmawiać o cierpieniu, wojnie, śmierci - tłumaczy specjalistka.
Pomagajmy, na ile umiemy. - Bo nie da się utrzymać odruchu serca na wysokim poziomie. Może się okazać, że to wszystko nas przerasta, że zaniedbaliśmy też swoją rodzinę. To są trudne wybory i rozmowy o człowieku, a każdy człowiek jest inny, każda historia i sytuacja indywidualna - zaznacza.
Telefon wsparcia
Specjaliści SPSK1 wszystkim chętnym umożliwiają rozmowę w formie teleporady. - Pierwsze osoby będą mogły zarejestrować się 28 marca w naszych klinikach psychiatrii. Same konsultacje będą realizowane od 29 marca – mówi Anna Guzowska, rzeczniczka szpitala.
Aby skorzystać z porady należy wcześniej zarejestrować się telefonicznie, podając wymagane dane oraz swój numer telefonu, na który w wyznaczonym dniu oddzwoni specjalista.
Więcej szczegółów na stronie klinik psychiatrycznych SPSK1.
Źródło: Ratują uchodźców. Teraz sami otrzymają pomoc. SPSK1 otwiera centrum wsparcia psychicznego