Ponad trzydziestka protestujących pracownic poznańskich żłobków zebrała się pod urzędem miasta, gdzie domagała się podwyżki pensji od prezydenta Jaśkowiaka. Protestujące kobiety przyniosły ze sobą transparenty, bębny i megafony. Wszystko, by zwrócić uwagę urzędników na ich trudną sytuację.
Wstydzę się powiedzieć, że mieszkam w mieście, gdzie wszystko ważne jest i wygląda pięknie. Archeologia, nowe drogi! Opieka dzieci jest jednak na ostatnim planie!
mówi Katarzyna Korcz, pracownica jednego z poznańskich żłobków. Obecnie żłobianki zarabiają około dwóch i pół tysiąca złotych na rękę. Chcą podwyżki o 1250 złotych.
Nie mamy zabawek od trzech lat, a co dopiero mówić o naszych pensjach! Walczymy dziesięć lat! Już mi się rzygać chce! stoimy pod tym budynkiem i prosimy o jałmużnę. Dają nam sto złotych brutto. Co ja mam kurna z tym zrobić?
Przedstawiciele urzędu nie wyszli do protestujących przy placu Kolegiackim kobiet. Zastępca prezydenta, Jędrzej Solarski, powiedział nam jednak, że nowe progi podatkowe oraz pandemia zmniejszyły wpływy w kasie miasta. Zdaniem zastępcy prezydenta to nie koniec problemów.
Słyszymy o "Nowym Ładzie", który spowoduje, że część osób będzie zarabiała więcej - emeryci i renciści. Spowoduje to jednak kolejną dziurę w naszym budżecie, a podwyżka dla wszystkich pracowników podlegającym prezydentowi miasta Poznania to jest około 17 milionów złotych.
Urząd miasta zapewnia, że rozmowy z pracownicami żłobków trwają. Jednak nie wiadomo kiedy i czy w ogóle zwiększą się ich zarobki.