Rozpoczyna się prawdziwa wojna o ratowników wodnych, którzy w sezonie letnim będą czuwać nad bezpieczeństwem wypoczywających nad wodą lub na basenie miejskim. – Już rozpoczął się proces podbierania pracowników z śląskich i zagłębiowskich oddziałów WOPR. Jak mam do wyboru jako młody ratownik wodny, siedzenie na kąpielisku miejskim w Katowicach za 14 złotych czy pojechanie nad morze, często za tę samą stawkę, ale z darmowym noclegiem, zagwarantowanym posiłkiem, w pięknych okolicznościach przyrody, to wybór jest oczywisty- mówi Wiktor Zajączkowski, prezes Śląskiego WOPR w Katowicach.
MOSiR w Katowicach, który jest odpowiedzialny za rekrutację ratowników wodnych na swoich kąpieliskach rekrutację rozpoczyna w styczniu i nadal ma problem z kadrą. Młodzi ludzie w sezonie letni wybierają pracę na Mazurach lub nad morzem. Na Śląsk po pracowników zgłaszają się firmy z Poznania, Wrocławia i Pomorza.
W ratownictwie wodnym mocno namieszała też pandemia koronawirusa. W jej trakcie nie można było do tej pory, ponad rok organizować szkoleń dla nowych ratowników, którzy zapełniliby lukę po tych, którzy odchodzą z zawodu. – Co roku z zajęcia na skalę całego kraju rezygnuje blisko 30 % osób, z różnych powodów, choć główny, to ekonomiczny. Mało komu uśmiecha się praca w WOPR za 4 tysiące na rękę przez 30 dni w miesiącu po 9 godzin dziennie. Praca jest mocno wyczerpująca i odpowiedzialna, zwłaszcza, że wiele osób nie potrafi zachować się bezpiecznie nad wodą, do tego dochodzi też wszechobecny alkohol- zauważa prezes Zajączkowski.
Szef śląskiego WOPR ubolewa też nad tym jak do bezpieczeństwa nad wodą podchodzą prywatne firmy zatrudniające ratowników wodnych. Ostatnie przepisy pozwalają na jeziorach i innych miejscach na których sanepid wyraża zgodę na kąpiel aby przedstawiciele innych prywatnych firm i dbali o bezpieczeństwo pływających. – Tymczasem zdarza się, że taka firma pakuje do autobusu młodych ludzi z Ukrainy. Przywozi ich do kraju. Przechodzą kilka godzin szkolenia i wypuszcza na plażę, jezioro aby pilnowali i ewentualnie ratowali życie topielcom. U nas mówimy na takich „ strażnicy lustra wody”. Podpisują lojalki na dwa lata pracy, nie dostają odpowiedniego certyfikatu potwierdzającego odbycie szkolenia, tak aby nie uciekli do konkurencji- komentuje prezes Zajączkowski.
Śląski WOPR- podkreśla, że ratownik wodny w pełni wyszkolony, to taki który przejdzie 130 godzin szkolenia. Co istotne, połowa z tego czasu przeznaczana jest na szkolenia z ratowania ludzkiego życia.
Źródło: Prezes Śląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego : „W regionie dramatycznie brakuje ratowników wodnych”